Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 005.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.


— A teraz go w grzbiet, a teraz z drugiej strony, a teraz w głowę. Ot i jeszcze raz, i jeszcze jeden razik, dobrodzieju mój kochany.
— Walisz ksiądz kartami jak cepem — szepnął z goryczą stary Borowiecki.
— To mi przypomina jedno zajście. Było to u Migurskich w Sieradzkiem...
— Cepem nie cepem — przerwał ksiądz, przymrużając z lubością oczy — a ślicznymi atucikami, dobrodzieju mój kochany. Chowam ja jeszcze damusię, żeby grzmotnąć twojego królika, Zajączkowski.
— To się pokaże! Ale ksiądz ma paskudny zwyczaj przerywania; ust otworzyć nie można, bo ksiądz zaraz przerywasz. Oto, jak rzekłem, u Migurskich...
— U Migurskich, czy nie u Migurskich, ale to już słyszeliśmy, dobrodzieju mój kochany, ze sto razy, nie prawda, panie Adamie? — zwrócił się do starego.
— E, co mi tu ksiądz będziesz uwagi ciągle robił. A jak Pana Boga kocham, czego za wiele, tego i zanadto. Myślałbyś ksiądz lepiej o nabożeństwie, a nie o tem, czy kto co mówił lub nie mówił.
Rzucił karty na stół i porwał się zirytowany.