Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 446.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbudził go dopiero głos lecący z opustoszałej ulicy.

„A na rynku Gajera”
„Znalazła se frajera”
„ta ra ra bumdera!”

Śpiewał jakiś głos i zniknął w oddaleniu i nocy.
Wilczek zeszedł do kantoru, pozałatwiał resztę spraw, wyprawił ostatnie wozy.
Kazał pozamykać wszystko, zjadł kolacyę jaką mu przygotował robotnik i poszedł na miasto.
Lubił włóczyć się bez celu, przyglądać się ludziom, fabrykom, węszyć po mieście, lubił oddychać tem rozdrganem, przesyconem węglem i zapachami farb powietrzem. Olśniewała go potęga miasta, olbrzymie bogactwa nagromadzone w składach i fabrykach zapalały mu w oczach płomienie chciwości, rozpalały dusze marzeniami strasznemi, przepełniały coraz potężniejszą żądzą panowania, i użycia; ten szalony wir życia, ta struga złota jaka przepływała przez miasto upajały go swoją potęgą, hipnotyzowały, przejmowały drżeniem żądzy nieopowiedzianej, dawały siły do walki, do zwyciężania, do grabieży.
Kochał te „ziemię obiecaną” jak kocha zwierzę drapieżne głuche puszcze pełne łupów. Uwielbiał te „ziemię obiecaną” płynącą złotem i krwią, pożądał jej, pragnął, wyciągał do niej ramiona chciwe i krzyczał głosem zwycięstwa — głosem — głodu — Moja! Moja! I już chwilami czuł, że ją posiadł na zawsze, i, że nie puści zodbyczy, póki nie wyssie złota wszystkiego.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.