Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 443.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które sprowadzał za pośrednictwem rodziny, brał w końcu różne artykuły — próbował wszystkiego.
Mówiono, że kupuje „czerwony towar” t. j. wyniesiony z podpalonych fabryk, mówiono, że trudni się lichwą, że z Grosglückiem do spółki robi jakieś bardzo ciemne interesa — tak mówiono.
Wiedział co o nim mówią i uśmiechał się pogardliwie.
— Mocno mnie to obchodzi! — szepnął myśląc o tem, skręcił na boczną uliczkę ciągnącą się wśród parkanów, po za którymi wznosiły się szeregi składów drzewa budulcowego, cementu, żelastwa, wapna i węgli. Ulica była niebrukowana bez trotuarów i stanowiła jedno głębokie morze błota, przez które przekopywało się setki wozów ciężko naładowanych.
Składy węgla rozciągały się po lewej stronie ulicy, u podnóża wysokiego nasypu kolejowego, na którym tłoczyło się tysiące towarowych wagonów nakrytych chmurą czarnego pyłu, jaki się wznosił z wyładowywanego węgla.
Wilczek mieszkał przy składzie, w ohydnej budzie zbitej z desek i obryzganej po płaski dach czarnem błotem, która służyła za kantor.
Przebrał się spiesznie, wciągnął długie buty, i zabrał się do roboty...
Ale nie mógł robić spokojnie, czuł się zdenerwowanym, roztrzęsła mu nerwy radość dzisiejszego kupna, to znowu przypomnienia pogrzebu lub huk głuchy sztosujących na nasypie wagonów tak go draźnił, że odrzucił pióro i zaczął spacerować po kantorze, wyglądając raz po raz okienkiem na zapchane pryzmami węgla i wozami składy.