Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 431.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

farbiarnie, drukarnie, wykończalnie, magazyny i t. d. ze swoimi dyrektorami, technikami i majstrami na czele.
A resztę, tłum kilkudziesięciotysięczny, stanowili robotnicy innych fabryk i cały prawie komplet łódzkich fabrykantów.
— To się nigdy nie skończy! — szeptał często Szaja Mendelsohn do syna i towarzyszy, z którymi jechał w karecie za pogrzebem i z pod ściągniętych brwi patrzył niespokojnie na baldachim, chwiejący się nad głowami tłumów, opuszczał na chwilę głowę, skubał nerwowo brodę i znowu wpijał rozgorączkowane oczy w trumnę, gdzie leżał jego nieprzyjaciel i konkurent.
Nie cieszył się tą śmiercią, chociaż tyle razy mu jej życzył całą swoją fanatyczną nienawiścią, nie radował się tem, że nareszcie został sam w Łodzi panować niepodzielnie, bo Bucholc umarł, ale zostały jego fabryki, a przytem jakiś żal, współczucie prawie poplątane z delikatnemi włóknami obaw wiło mu się w duszy.
Poczuł jakąś dziwną pustkę dookoła, bo razem z Bucholcem umarły i w nim wszelkie dawne zawiści, hodowane tak długo i podsycane ciągłą walką konkurencyjną.
Nie miał kogo nienawidzieć!
Patrzył z pewnem zdumieniem w głąb siebie i nie rozumiał tego stanu, nie mógł zdać sobie sprawy z niego.
— To Bucholc! — myślał, patrząc na trumnę z przykrością głęboką i niepokojem.
— Mendelsohn, ty wiesz, co się dzieje z bawełną?
— Co mnie to obchodzi, mów Kipman o tem do Stanisława.
— Ale warto przeczytać urzędową gazetę nalegał.