Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 416.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Daję mu pracę, a przez nią możność wegetowania, a ten z oburzeniem powiada: Szlachcic jestem i stróżem u szwaba nie będę; raczej zdechnę z głodu! Dalibóg, że byłoby lepiej, aby tego rodzaju szlachetczyzna wyzdychała jak najprędzej.
— Już kończą drukować „bambus” — meldował robotnik.
— Zaraz przyjdę! Wstydzą się roboty, a nie wstydzą się zwykłej żebraniny, tego już zaczynam nie rozumieć. Co wam jest? — zapytał prędko, bo Murray nie słuchał, tylko jakimś wyblakłym, przepłakanym wzrokiem patrzył w okno.
— Nic, jestem jak zwykle — odpowiedział niechętnie.
— Macie taką smutną twarz.
— Nie mam znowu specyalnego powodu do radości! Ale, może kupicie meble odemnie? — wyrzucił prędko, unikając jego wzroku.
— Meble sprzedajecie?
— Tak, tak... Chcę się pozbyć tych gratów, tanio sprzedam, weźmiecie?
— Pomówimy o tem później, ale jeśli do tego kroku zmusza was jaka gwałtowna potrzeba, to możebym wam co poradził, bądźcie szczerzy ze mną.
— Nie, pieniędzy mi nie potrzeba, ale i meble mi na nic.
Karol popatrzył na niego i po dłuższym przestanku rzekł ze współczuciem:
— Znowu nic z waszego małżeństwa?
— A nic, a nic! — zaczął szybko chodzić, aby pokryć wzburzenie, jakie nim trzęsło.
Szczęka mu drgała spazmatycznie, przystawał chwi-