Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 399.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo wy się nie śmiejecie szczerze, wy drwicie ze złości, że nic nie macie, a oni mają miliony.
— Nowe rzeczy gada! Myślałem, że powiecie co nowego, a jeśli chcecie mówić tak dalej, to już lepiej przestańcie.
— Bądźcie-no cicho na chwilę, jest ważna sprawa — podniósł głos Malinowski. — Józio Jaskólski potrzebuje stu rubli na jutro wieczór i prosi nas wszystkich o pożyczenie tej sumy, będzie oddawał po dziesięć rubli miesięcznie. Pieniądze te są dla niego kwestyą życia i śmierci, więc ja jeszcze od siebie proszę was wszystkich o koleżeńską pomoc. Za całą sumę ręczę.
— Dasz ewikcyę na swoim wynalazku.
— Wilczek! — krzyknął rozdrażniony uderzając pięścią w stół. — Zróbmy składkę pożyczkową panowie — dodał łagodniej, kładąc na stole jedyne pięć rubli, jakie miał. Szulc położył drugie pięć, Blumenfeld dziesięć.
— Co będzie brakować dołożę, bo chociaż dzisiaj nie mam, ale mogę pożyczyć jutro — mówi Horn. — No, Wilczek, dajcie no ze dwadzieścia rubli.
— Słowo honoru, że niemam trzech rubli nawet przy sobie, załóżcie za mnie pięć rubli.
— Dowcipnie kombinujecie — szepnął Horn.
— Na niego nie liczcie. Musicie Horn pożyczyć ośmdziesiąt rubli, bo jest dwadzieścia, ale koniecznie przed szóstą wieczorem jutro.
— Z pewnością, niech pan przyjdzie do mnie, panie Józefie.
Józio ze łzami rozrzewnienia dziękował wszystkim, prócz Wilczkowi, który pogardliwie się uśmiechał i cho-