Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 398.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co chcecie, takiego eks-świniarza olśniła łaskawość grafa.
— To jest możebne, a bo to w Łodzi mało jest podobnych śmieszności pomiędzy milionerami! Przecież wszyscy znają szczegóły pojedynku Stanisława Mendelsohna z tym inżynierem Myszkowskim.
— A Knaabe to nie śmieszny? A stary Lehr, który jak siedzi w restauracyi, a kto zawoła głośno: Kelner! to się bezwiednie zrywa z krzesła, bo był przecież kiedyś kelnerem, a Zuker jeszcze mojej matce przynosił do domu resztki do sprzedania. Lehr naprzykład umie się tylko podpisywać, a przyjmuje interesantów w swoim gabinecie z książką w ręku, a którą mu zawsze lokaj daje otworzoną, bo były wypadki, że Lehr trzymał ją przy gościu do góry nogami.
— Każdemu wolno robić co mu się podoba, nie widzę potrzeby wyśmiewania się.
— Ale i każdemu wolno się z tego śmiać, co jest głupie.
— Ty, Wilczek, bronisz swojej sprawy, bo i z ciebie się śmieją, z twojej grzywki, z perfumowania i z twoich łańcuszków i pierścionków, z twojego szyku.
— Głupcy śmieją się ze wszystkiego. Ten się śmieje najlepiej, kto się ostatni śmieje.
— Czyli jak zrobisz miliony, obiecujesz śmiać się z nas wszystkich.
— Bo jesteście godni śmiechu.
Halpern, uścisnął im ręce i wyszedł, nie lubił bowiem, żeby młodzież ośmielała się przekpiwać z fabrykantów.
— Dla czego? powiedzcie-no wyraźnie Wilczek.