Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 393.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prócz Horna wszyscy byli kolegami ze szkoły i zbierali się po dwa razy na tydzień, aby wspólnie grywać.
Muzyką bronili się bezwiednie przed stępieniem, jakie dawała codzienna, ciężka praca, bo pracowali jako technicy, majstrowie lub praktykanci po fabrykach lub kantorach.
Horn jako najzamożniejszy, bo był tylko w Łodzi na praktyce i miał bogatego ojca, gromadził ich w swojem mieszkaniu i pokupował instrumenta, ale duszą tych biesiad muzycznych był Blumenfeld, muzyk z powołania i wykształcenia, bo skończył konserwatoryum, ale że muzyka nie dawała mu w Łodzi utrzymania, więc tymczasem pracował w kantorze Grosglicka jako buchalter.
Józio Jaskólski był pomiędzy nimi najmłodszym, grać nie umiał, ale żył z nimi blizko i często przychodził, bo namiętnie lubił słuchać ich opowiadań o różnych awanturach miłosnych. Marzył bowiem o miłości z całą pasyą osiemnastoletniego chłopaka, surowo wychowanego.
Tamci grali, a on przepisywał sobie list miłosny, jaki mu dał do przeczytania Malinowski, który z powodu swojej urody dosyć ich otrzymywał.
List był pisany nieortograficznie, ale tak namiętnie, że Józio czerwienił się co chwila i zamglonemi oczyma wpatrywał się w te szeregi koszlawych i niezgrabnych liter.
Upajał się tymi wybuchami dzikiej czułości i równocześnie gryzło go straszne pragnienie, żeby go kto tak kochał, a raczej żeby otrzymywał podobne listy.
Muzyka skończyła się wreszcie, bo posługaczka wniosła samowar. Horn pomagał nakrywać stół i sam rozstawiał szklanki.