Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 391.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko co składało się na ten kolos, który spał teraz pod cichem ciemnem niebem, przez które płynął księżyc.
Kochał Łódź, jak kochał fabrykantów i robotników i jak kochał nawet prostych chłopów, tłumnie ściągających na każdą wiosnę, bo większa ich liczba na ulicach mówiła, że znowu przybędzie miastu fabryk i domów i ruchu.
Kochał Łódź.
A co go obchodziło, że ta Łódź była brudna, źle oświetlona, źle zabrukowana, źle zabudowana, że domu waliły się corocznie na głowy mieszkańców, że w bocznych ulicach w biały dzień zarzynali się ludzie scyzorykami!
O takich głupstwach nie myślał, jak i nie myślał o tem, że tutaj tysiące ludzi marło z głodu, że tysiące ludzi gniło w nędzy, że tysiące ludzi walczyło całym wysiłkiem o nędzny byt i że ta walka cicha i straszna przez swoją ustawiczność, walka prowadzona nawet bez nadziei zwycięstwa, zżerała więcej ludzi rocznie niźli najgroźniejsze epidemie.
— „Z tego robi się ruch” — tłumaczył, ciesząc się, że miasto wzrastało z szalonym pośpiechem, że mógł podziwiać olbrzymie cyfry „wywozu i przywozu”, a ogólna cyfra obrotów wzrastała corocznie o całe dziesiątki milionów.
Jego sucha semicka dusza tonęła w tych cyfrach i lubowała się ich zwiększaniem.
Z dumą spoglądał na nowych milionerów i czcił ich całą duszą; z zachwytem niekłamanym podziwiał z trotuarów przepych zaprzęgów i mieszkań; z entuzyazmem rozgłaszał po mieście cyfry sum, jakie różni kró-