Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 384.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się samo zrobiło! A ja panu pokażę, co przez ten tydzień robiono w Łodzi.
— Nie nudź pan swoją statystyką. Chłopiec kawy trzy! Pan Borowiecki napije się z nami?
— Ja tylko parę cyfr panu przeczytam, słuchajcie panowie, bo to tyle warto, co biblia, a może i trochę więcej: „Przywóz następujący: wełny 11.719 pudów, przędzy 12.333, żelaza 7.303, maszyn 4.618, smarów 8.771, mąki 36.117, zboża 8.794, owsa 18.685, drzewa razem 36.850, bawełny surowej 120.682, węgla kamiennego 1,032.360 pudów”. Takie cyfry głośno dzwonią, to jest ładny papier taki wykaz; Łódź musi mieć dobry brzuch, żeby to wszystko przetrawić, to trzeba trochę pracować, a pan mówi, że tylko głupi pracują.
— I bydło, pędzone batem — mówił spokojnie Myszkowski, popijając kawę.
— Aj, aj, co pan wygaduje! Jakim batem, gdzie bat! Ludzie muszą robić, no powiedz pan, coby robił taki prosty cham, żeby on nie musiał robić! On zgniłby z próżniactwa i zdechłby z głodu.
— Daj pan pokój! Pan się zachwycaj pracowitością Łodzi, wysławiaj pan dalej swoje cudowne miasteczko, całuj pan po rękach każdego, który tylko zechce zostać milionerem i gadaj pan, że ci milionerzy mają dla tego miliony, że najwięcej pracowali.
— Bo oni dla tego właśnie mają, skądby inaczej je wzięli! — krzyczał zaperzony.
— Bo są głupsi od swoich robotników i dla tego mają pieniądze.
— Ja już nic pana nie rozumiem. Jak pana szanuję, panie Myszkowski, ja nic nie rozumiem co pan mówi. Ja dotychczas wiedziałem, że jak kto pracuje to