Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 376.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które się wysuwały złotymi kosmykami na czoło, bo dziewczyna tak była uradowana i podniecona, że ciągle się śmiała i na nic nie zważała.
Nie umiała nawet ukryć tego, że się jej Karol bardzo podobał, mówiła mu to kilkakrotnie w różny sposób.
Müller był również rad, brał go wpół, klepał po kolanie i szeroko opowiadał o swojej fabryce.
Karol jak mógł udawał zajęcie tem, co mu mówiono, słuchał cierpliwie, odpowiadał, ale w głębi nudził się i męczył tym przymusem i banalnością tematów, jakie Müller podnosił.
Dom cały miał wybitne cechy małego mieszczaństwa w obyczajach i poglądach, pachniał porządkiem i tą czysto niemiecką wołową pracowitością.
Wyjątkowi byli tylko na tym punkcie, że nie popsuły ich miliony i mieli wymagania i instynkty robotników.
— Jak pan będzie naszym sąsiadem, to musi pan bywać częściej u nas.
— A pan będzie blizko mieszkał? — zawołała Mada rozpromieniona.
— Tak. Widzi pani ten długi rząd okien za fabryką Trawińskiego? — pokazywał oknem.
— To stara fabryka Meisnera!
— Ja ją kupiłem.
— To pan będzie blizko! — zawołała radośnie i umilkła nagle zachmurzona, siedziała już cicho do samego odejścia Karola, tylko prosiła go, aby przyszedł znowu.
Obiecał to solennie i tak ścisnął jej rękę na po-