Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 342.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zasklepiał się w sobie umyślnie i opancerzał serce egoistycznymi sofizmatami.
Wyrzucał stale z budżetu swojego życia wszystko, co tylko nosiło ślad jakikolwiek uczucia, porywu bezwiednego, interesu ogólniejszej natury — wszystko, co mogło przeszkodzić mu do zrobienia majątku i do spokojnego nasycania się życiem.
Spekulował na zimno, uwodził kobiety na zimno, bo wypadały mu taniej niż płatne kochanki, żenił się prawie na zimno, wszystko obliczał i tak się trenował dobrze, że chwilami czuł, że jest nowym, innym człowiekiem, że wyniesione z domu, ze szkół, ze społeczeństwa popędy, apiracye i wierzenia — zagasły w nim zupełnie.
Zdawało mu się tylko, bo przyszło coś, taka choćby pogarda kobiety kiedyś kochanej, takie jedno nic, które swoją potęgą niewytłómaczoną skojarzeń zbudziło w nim na nowo tak starannie pogrzebane światy.
Patrzał teraz z trwogą, że jednak nie zdołał utopić całej duszy w interesach, w fabryce, w takiej ściśle egoistycznej egzystencyi, że duszę ma pełną tych mar, które się zbudziły i potężniejsze niż dawniej dopominały się o swoje prawa.
Jakby pierwsza młodość się w nim zbudziła z pod popiołów tego mechanicznego łódzkiego życia, młodość ze wszystkiemi wierzeniami i złudzeniami. Poczuł jakiś mocny głód wrażeń.
Samotność mu zaciężyła.
Poszedł spiesznie do kolonii, ale tam prócz służącej nie zastał nikogo.
Służąca go zapewniała, że panie zaraz przyjdą, po-