Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 339.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Któż to, ta ona, wybrana?
— Dowiesz się pan jutro.
— Niemka, żydówka, Polka? — badał Maks zaciekawiony.
— Polka.
— Jeśli katoliczka, to nie pójdzie za pana, bo one się swojej religii trzymają z uporem pijanych.
— Nic nie szkodzi, bo ja się panu przyznam po cichu, że zaraz skoro tylko zostanę narzeczonym, przejdę na katolicyzm. Mnie jest wszystko jedno, bo i tak moją religią jest miłość.
— Jak teraz to tylko żona.
— Tylko żonę można kochać i szanować, tylko żony godne są uwielbienia.
— Immer langsam voran, langsam! jeszcześ pan nie był żonatym, spróbuj pan pierwej.
Borowiecki przerwał im rozmowę.
— Maks, przyjdziesz do Kurowskiego?
— Przyjdę. A ty już wychodzisz?
— Tak, do widzenia Murray.
— Pójdę razem z panem.
Obciągnął szybko surdut, pożegnał się i zaraz wyszli.
W tej stronie Piotrkowskiej, pomiędzy rynkiem Geyera a Ewangelicką, dosyć pusto było na trotuarach i cicho.
Niskie, parterowe domy patrzyły na ulicę oświetlonemi oknami, przez które widać było doskonale wnętrze mieszkań.
Borowiecki milczał, a Murray ciekawie zaglądał przez okna i co chwila przystawał.
— Spojrzyj pan, jak to ładnie wygląda! — zawo-