Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 318.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przy odsłoniętym biuście mocno-żółtemi koronkami, naszywanemi rubinami i ametystami; figurę miała tak zgrabną i wysmuklą, że można ją było wziąć za młodą dziewczynę, gdyby nie pewna sztywność pleców i opadnięcie ramion.
Siedziała, wachlując się lekko, nie patrzyła na niego, nie patrzyła na nikogo, chociaż jej promienne spojrzenia obejmowały cały salon, bo czuła jego oczy na swej twarzy i to spojrzenie, które paliło, przenikało jej rozgoryczone i smutne serce zarzewiem dziwnie palącego bólu.
Stał przy niej tak blizko, że słyszała jego oddech i skrzyp gorsu, gdy się pochylał, widziała jego rękę, którą się podpierał o żardinierkę, mogła podnieść oczy i nasycać się tym tak bardzo kochanym, tak bardzo wyczekiwanym, ale nie zrobiła tego, siedziała nieporuszenie.
Wiedział, że ona jest z tych kobiet, które raz tylko kochają, że to jedna z tych marzycielskich bluszczowych dusz, spragnionych idealnego życia, głuchych i ślepych na zwykłą codzienność, a pełnych namiętnych żądz kochania i oddawania się na wieczność całą ukochanemu, a równocześnie pełnych dumy i poczucia własnej godności.
To go właśnie irytowało najwięcej, bo wolał stosunek z kobietami pospolitemi, którym pod wykwintną zewnętrznością biją zwykłe serca samic lub sprzętów gospodarskich. Takie nie robią tragedyi z miłostki przelotnej, kończą ją na łzach, na bezsenności, na drugim wreszcie kochanku, albo powracają do przerwanych chwilowo funkcyi gospodarskich i zostają znowu tem, czem były przedtem, t. j. niczem.