Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 308.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto to ta śliczna kobieta? — zapytał Grosglick.
— Moja żona, panie.
— A, to panu winszuję, to anioł, to cztery razy anioł nie kobieta! — wykrzyknął bankier i zmusił Trawińskiego, że musiał iść go przedstawić.
— Panie Borowiecki, pan wielu pań nie zna? — pytał Bernard.
— A dosyć, może pan mnie przedstawi?
— To moja dzisiejsza funkcya.
Wziął Borowieckiego pod ramię i weszli do salonu, gdzie już jakiś długowłosy mistrz próbował fortepianu, przed chwilą wtoczonego z jednego z buduarów.
— Będzie i muzyka?
— Spytaj się pan czego nie będzie, na to łatwiej odpowiem. Pan po raz pierwszy na przyjęciu bratowej?
— Tak, jakoś nigdy przedtem nie mogłem się wybrać.
— A, to pana żałuję.
— Dlaczego, że wcześniej nie byłem?
— Tak, bo miałbyś pan te nudy już za sobą — drwił lekko Bernard.
— O, przeciwnie...
— Uwaga, zaczynamy! Milion okrągły! — szepnął, przedstawiając go Müllerównie.
— O, my się znamy dobrze! — zawołała Mada z radością, wyciągając rękę.
— Powiedzcie sobie państwo co przyjemnego, a ja wrócę za chwilę po pana.
— Ja już usłyszałem przed chwilą — szepnął Borowiecki, stając przed nią.
— To się liczy — zawołała naiwnie.