Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 286.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po to mówię, że usypiacie wszyscy, że ty Wysocki wyglądasz jak łojówka, która kopci na szabasowym stole i okapuje smętkiem na urocze Sulamity.
— Nie czuję się tak dobrze na świecie jak ty.
— Masz racyę, mnie jest bardzo dobrze — zaczął się śmiać nerwowo i zapalał papierosa równocześnie.
— Znowu poza! — zawołała, bo ją niecierpliwił.
— Róża! — wykrzyknął, podrywając się jakby podcięty biczem. — Albo przyjmuj wszystko co mówię, albo mnie więcej nie zobaczysz u siebie.
— Irytujesz się, a ja nie chciałam cię obrażać.
— Irytują mnie twoje definicye. Nazywasz mnie pozerem, a nie znasz mnie zupełnie. Co możesz o mnie wiedzieć, o mojem życiu; cóż mogą wiedzieć panny, które jeszcze nie wyszły z zakresu gałganów i nudy panieńskiej — o mężczyźnie! nic, absolutnie nic prócz tego: jak ubrany, jakie ma włosy i oczy, w kim się kocha, czy dobrze tańczy i t. p. Znasz moją zewnętrzną garderobę, a chcesz definiować mnie całego. Wołasz na mnie: „Pozer!” Dla czego? Że rzucam czasem paradoks o marności życia, pracy i pieniędzy. Gdyby to mówił Wysocki, uwierzyłabyś, bo on nic niema i musi ciężko pracować; ja zaś pozuję, gdy na to wszystko pluję, bo jakżeby panna mogła zrozumieć, że mówię to na seryo, ja człowiek bogaty, akcyonaryusz fabryki „Kessler et Endelman!” Zupełnie tak samo na Müllera mówisz: błazen! bo widzisz go tylko jak u ciebie wywraca koziołki, opowiada kawały i przygody miłosne, jest zabawnym, ale po za tym Müllerem błaznującym jest jeszcze inny Müller, Müller który myśli, uczy się, spostrzega, rozumuje — juści ani on, ani ja nie przychodzimy do ciebie z naszemi rozumowaniami, z naszem wewnętrznem