Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 199.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowę pocałunkami i pieszczotliwem, kociem przytulaniem się do niego. Paplała jak dzieciak, o wszystkiem, przeskakiwała z przedmiotu na przedmiot, nie kończąc jednego zdania, zaczynała drugie pocałunkiem. Wybuchała wesołym, szczerym śmiechem za najlżejszym powodem.
Wyglądała przytem prześlicznie, w jakimś półwiosennym angielskim kostyumie, w wielkiej futrzanej pelerynie czarnej, z kołnierzem à la Medicis z piór strusich, w ogromnym czarnym kapeluszu, z pod którego jej cudowne oczy świeciły się jak dwa szafiry.
Porywało ją to romantyczne spotkanie z kochankiem.
Nie chciała się z nim spotkać w mieście, bo pragnęła nadzwyczajności jakiejbądź, pragnęła niepokoju, dreszczu emocyi. Wymyśliła więc to spotkanie w lesie i teraz się niem rozkoszowała całą swoją duszą znudzona, nie zwracając nawet uwagi na milczenie Karola, który odpowiadał zaledwie monosylabami i często spoglądał na zegarek.
Co ją to obchodziło, był przy niej, czasem oddawał pocałunek tak namiętnie, że aż białawą mgłą zachodziły jej oczy, mogła mu mówić o swojej miłości, mogła rzucać mu się co chwila w ramiona i mogła uczuwać to słodkie zdenerwowanie, przesycone obawą, aby ich kto nie spostrzegł.
Oglądała się co chwila z przestrachem na wszystkie strony, a gdy drzewa zaszumiały głośniej lub wrony z krzykiem zrywały się z drzew i leciały ku miastu, przytulała się do niego z krzykiem przerażenia i trzęsła się cała, że musiał rozwiewać jej obawy pocałunkami i zapewnieniami, że są zupełnie bezpieczni.