Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 167.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, z pewnością ogłosi upadłość i ułoży się z wierzycielami.
— Nie, ja go znam i jestem tego pewna, że zapłaci.
— Założę się z tobą, że będzie się układał.
— A jabym niewiem co dała, że nie zrobi.
— Mela, Grosman ma swoje filozoficzne bziki, ma, ale po za tem on jest mądry człowiek, mogę postawić cały swój majątek, że więcej nie zapłaci jak dwadzieścia pięć procent.
— A jabym bardzo, bardzo pragnęła, żeby było inaczej.
— Przyszła mi na myśl, żeś ty powinna była wyjść za niego, Mela, dobralibyście się, nie mielibyście co jeść, ale bylibyście tak uczciwi, że pokazywaliby was w panoptikum.
— Lubię go, ale za niego nie wyszłabym, to nie mój typ.
— Któż jest w twoim typie?
— Szukaj i zgaduj! — uśmiechnęła się znowu tym bladym, subtelnym uśmiechem.
— Borowiecki, tak, z pewnością, w nim się wszystkie kobiety łódzkie kochają.
— Nie, nie; wydał mi się oschłym, dumnym i karyerowiczem, nie, za bardzo zresztą podobny do was wszystkich.
— Oskar Meyer, baron, milioner i piękny, wprawdzie taki baron z meklemberskiej rasy, ale za to milioner najprawowitszy.
— Widziałam go raz i wydał mi się parobkiem przebranym. To musi być okropny człowiek, słyszałam o nim dużo!