Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 158.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On ciągle swoje! Tyś brał towar surowy na kredyt, toś winien, dobrze; ale tyś dawał towar także na kredyt i tobie są winni, a jak oni ci nie płacą, jak oni robią plajtę, to co ty masz robić? to ty powinieneś płacić, co? To ty masz stracić dla tego, że Frumkin chce zarobić, co? — krzyczała rozczerwieniona.
— Niedołęga!
— Wielki kupiec, aj! aj!
— Ty powinieneś się ułożyć, ty powinieneś zarobić na tem pięćdziesiąt procent.
— Regina ma racyę!
— Ty się nie baw w głupie uczciwości, bo tu o gruby grosz idzie.
Krzyczeli wszyscy, wyciągając ku niemu ręce i twarze rozognione.
— Cicho żydy! — rzucił niedbale Feluś Fiszbin, kołysząc się na fotelu.
— Płacić! płacić! to i głupi potrafi, każdy Polak to samo umie, to wielka sztuka!
— Ależ porozumiejmy się, państwo! — krzyczał, aby wszystkich zagłuszyć Zygmunt Grünspan, syn, student uniwersytetu, dzwonił nożem w szklankę, rozpiął mundur na piersiach i koniecznie chciał głos zabrać, ale nikt go nie słuchał, bo wszyscy gadali razem i krzyczeli, tylko stary Grünspan chodził w milczeniu i pogardliwie spoglądał na zięcia, który podparł się łokciami i rzucał porozumiewawcze spojrzenia na Moryca, ten zaś czekał dosyć niecierpliwie końca rozpraw, przyglądał się staremu i rozmyślał, czy mu zaproponować interes czy nie.
Miał ogromną chęć, ale w miarę oczekiwania chłodnął, reflektował się i coś jakby pewien wstyd niewytłumaczony