Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 128.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czytaj pan, napij się pan szaflikiem całym tych zgrzęz ludzkich, to dobrze robi na otrzeźwienie. To należy do psychologii Łodzi i waszego niedołęstwa.
— Nie wszystkie listy są od polaków, są i po niemiecku, nawet większa część jest w tym języku.
— To właśnie dowodzi, że są wszystkie od polaków. Wy macie zdolność do języków i do żebraniny, wy to dobrze robicie — mówił z naciskiem.
Karol popatrzył na niego oczami, w których zaczęły błyskać zielone skry gniewu i nienawiści, ale czytał dalej, jakąś denuncyacyę na głównego magazyniera, że kradnie towary.
— Daj pan, o tem trzeba się przekonać.
Schował list do kieszeni.
Były jeszcze skargi na majstrów, były pogróżki odprawionych z roboty, były i takie denuncyacye, że któryś powiedział na Bucholca: „Świnia z wypalonemi oczami”, „Stary złodziej”, pisane ołówkiem na kawałkach papieru opakunkowego.
— Daj pan ten list, to ważny, drogi dokument, co o mnie mówią moi ludzie — i uśmiechał się pogardliwie.
— Pan myślisz, że ja codziennie czytam takie listy? Ha, ha, ha. August nimi podpala w piecu, cała korzyść z tego naciągania.
— A swoją drogą pan prezes rocznie daje kilka tysięcy rubli na różne cele publiczne.
— Daję, daję, bo mi je z gardła wydzierają, bo muszę dla świętego spokoju rzucić jaką kość dla hołoty.
— Dawniejsza zasada: szlachectwo obowiązuje zmieniła się dzisiaj na: miliony obowiązują.
— Głupia, nihilistyczna zasada. Co mnie obchodzi,