Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 100.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chasz pieniądze dla pieniędzy i zdobywasz je bezwzględnością, nie oglądając się na środki.
— Bo każdy jest dobry który pomaga.
— To właśnie jest semicką filozofią.
— Z czemże ja się potrzebuję liczyć. Właśnie taka filozofia nie jest ani aryjska, ani semicka, jest filozofia kupiecka.
— No mniejsza. Pomówimy o tem kiedyindziej obszerniej. Dlatego dzielę się z wami, że jesteście moimi wspólnikami i dawnymi przyjaciółmi. Zresztą, tak mi każe ambicya nawet, zrobić przysługę przyjaciołom.
— Droga ambicya.
— Liczysz?
— Bo wszystko się oblicza.
— Ileż liczysz naszą dawną zażyłość?
— Karol, ty się nie śmiej, ale ja ci powiem, iż twoją przyjaźń mógłbym obliczyć na ruble, bo ja przez nią, przez to, że razem mieszkamy, mam więcej kredytu o jakie dwadzieścia tysięcy rubli. Mówię ci szczerze.
Borowiecki śmiał się serdecznie, zadowolony głęboko ze słów Moryca.
— To, co ja robię, zrobiłbyś i ty, zrobiłby i Baum.
— Ja się boję, Karol, ja się bardzo boję, że Maks jest mądry człowiek, że on jest kupiec... Ale co ja, to zrobiłbym z całą przyjemnością.
Zaczął gładzić brodę i nasadzać binokle, żeby pokryć wyraz ócz i ust, które mówiły zupełnie co innego.
— Ty jesteś szlachcic, ty jesteś naprawdę von Borowiecki.
— Maks! Wstawaj, śpiochu! — krzyczał do ucha Baumowi.