Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 077.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skoro się tylko znaleźli sami, porwała go znowu swoim ogniem i gwałtownością, ale na chwilę tylko, bo gdy ona całowała go z uniesieniem nieopowiedzianem, padała przed nim na kolana, obejmowała go, krzyczała słowa bez związku, któremi wybuchała jej namiętność i szalała porwana własną siłą — on myślał o bawełnie, myślał, gdzie może być Moryc, skąd wziąć pieniędzy na zakupy bawełny.
Oddawał pocałunki i pieszczoty, rzucał jej chwilami słowa gorące miłości, ale robił to prawie odruchowo, więcej siłą nawyknienia do podobnych sytuacyj, niźli sercem, które było w tej chwili zajęte zupełnie czem innem.
A ona, pomimo rozszalenia, odczuwała intuicyą zmysłów ludzi bardzo namiętnych, że coś stoi pomiędzy nimi — więc potęgowała w sobie uczucie, jakby za siebie i za niego, roztaczała całą potęgę czaru kobiety zakochanej, kobiety-niewolnicy, która nawet kopnięcie swego pana i władcy przyjmuje z okrzykiem szczęścia i kobiety, dla której szczęściem jest najwyższem zdobycie sobie kochanka przez siłę, gwałtem, mocą swego temperamentu.
Wreszcie zwyciężyła.
Borowiecki zapomniał o fabryce, o bawełnie, o cłach, o świecie całym, oddawał się tej miłości z całą zapamiętałością ludzi na pozór zimnych i umiejących w drobnych okolicznościach życia panować nad sobą zupełnie.
Poddawał się huraganowi i z rozkoszą pełną denerwującej ciekawości, pozwolił mu się nieść.
— Kocham cię — wołała co chwila.
— Kocham — odpowiadał i czuł, że w tej chwili