Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 060.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tylko góra, tanie miejsca, nic nie odczuwała, bawiła się wciąż wybornie, wybuchała śmiechem, biła oklaski, wołała brawo.
Śmiech jakby falą buchał z drugiego piętra i rozpryskiwał się kaskadą dźwięków na parter i na loże, na te wszystkie głowy i dusze tak nagle zaniepokojone, na te miliony, rozparte na aksamicie, ubrylantowane, pyszne swą władzą i wielkością.
Ze wszystkich lóż tylko loża znajomych Borowieckiego pań, brała udział w zabawie i bawiła się doskonale.
Potworzyły się pewne rafy na tem ruchomem morzu, które siedziały spokojnie, wpatrzone w scenę; były to rodziny przeważnie polskie, które nic nie mogło zaniepokoić, bo nic nie miały do stracenia.
— To bawełna — szepnął Leon do Borowieckiego. — Patrz pan, wełna i inni siedzą prawie spokojnie, są tylko ciekawi. Ja się na tem znam.
— Frumkin w Białym Stoku, Lichaczew w Rostowie, Ałpasow w Odessie — klapa! — szepnął Moryc, który skądciś dowiedział się tego.
Wszyscy trzej byli to kupcy en gros, jedni z największych odbiorców łódzkich.
— Na ile Łódź zaangażowana? — pytał Borowiecki.
Moryc znowu wyszedł i powrócił po kilku minutach, był znacznie bledszy, usta miał skrzywione, oczy świeciły dziwnie; nie mógł ze wzruszenia trafić z binoklami na nos.
— Jest jeszcze jeden. Rogopuło w Odessie. Murowane firmy, same murowane!
— Wysoko leżą?