Strona:PL Przybyszewski-Goście.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

POLA (nieprzyjaźnie do Gościa). To zostawmy go tu chwilę samego — chodź pan...
GOŚĆ (uprzejmie). O nie, ja z nim pogadam, ja go zwykle uspokajam.
BELA. Chodź Pola, chodź — słyszysz? Taniec, taniec... (odchodzą).

SCENA PIĄTA.
ADAM i GOŚĆ.

ADAM (patrzy nienawistnie na gościa). No i cóż? Na krok mnie nie odstąpisz? nie dasz mi chwili spokoju?
GOŚĆ. Wiesz, żem nieodstępnym twoim towarzyszem. Pamiętasz tę noc w ciemnym parku? — Wtedy ci już powiedziałem, że odtąd pozostaniemy razem. To niemiła rzecz, ale już muszę pozostać przy tobie. To takie moje przeznaczenie. — Widzisz, jam twój cień. Co?
ADAM (opada). I nigdy mnie już nie opuścisz?
GOŚĆ. Nigdy.
ADAM (z mocą). A gdy cię z serca wyrzucę, gdy znajdę tyle siły i odwagi, by się zamknąć na ciebie, gdy się stanę tak mocny i powiem ci precz! gdy znajdę kogoś lub cośkolwiek, co mą duszę wypełni, że będziesz się musiał od mych stóp oderwać, że będziesz musiał umilknąć...
GOŚĆ. Hm, — kto inny możeby umiał to zrobić. — Ty nie!