Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkiego trudu. Miałem uczucie, że to życie hazardu i buntu zespala mnie z nią ściślej. Sądziłem iż odtąd zapewnię sobie jej miłość. Często słyszałem o głośnych przemytnikach, jak przebiegają Andaluzję, siedząc na dobrym koniu, z rusznicą w garści, z kochanką za siodłem. Widziałem się już cwałującego przez góry i doliny ze śliczną cyganeczką za sobą. Kiedy jej o tem mówiłem, brała się za boki ze śmiechu, i powiadała, że niema nic ładniejszego, niż noc spędzona na biwaku, kiedy każdy rom chroni się ze swoją romi w małym namiocie sporządzonym z trzech obręczy, pokrytych derką.
— Skoro cię raz będę miał w górach, mówiłem, będę pewny ciebie! Tam niema porucznika, któryby szedł ze mną do podziału.
— A, jesteś zazdrosny, odparła. Tem gorzej dla ciebie. Jak możesz być tak głupi? Czy nie widzisz, że cię kocham, skoro nigdy nie żądałam pieniędzy od ciebie.
Kiedy tak mówiła, miałem ochotę ją udusić.
Aby się streszczać, powiem, że Carmen dostarczyła mi cywilnego ubrania, w którem wymknąłem się z Sewilli niepoznany.