Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie do zastanowienia. Zatrzymaliśmy się w tej ulicy pod jakimś starym domem. Carmen weszła do sieni i zapukała na parterze. Cyganicha, istna służebnica szatana, otworzyła nam. Carmen rzekła jej parę słów po romańsku. Stara mruczała zrazu; aby ją ułagodzić, Carmen dała jej dwie pomarańcze, garść cukierków i pozwoliła pokosztować wina. Następnie zarzuciła jej mantylkę na plecy i przeprowadziła ją do drzwi, które zaryglowała drewnianą zaporą. Skorośmy zostali sami, zaczęła tańczyć i śmiać się jak szalona, śpiewając:

    sząc szczęk broni, staruszka wyjrzała oknem i oświeciła tę scenę małą lampką, candilejo, którą trzymała w dłoni. Trzeba wiedzieć, że król Pedro, zresztą krzepki i zwinny, miał osobliwą przyrodzoną wadę: kiedy szedł, w kolanach chrupało mu straszliwie. Stara poznała go łatwo po tem chrupaniu. Nazajutrz, urzędnik będący na służbie przyszedł z raportem do króla. „Panie, tej nocy odbył się na ulicy śmiertelny pojedynek. Jeden z walczących zginął. — Czy odkryliście zabójcę? Tak, panie. Czemu nie jest jeszcze ukarany? — Panie, czekam twoich rozkazów. — Wypełńcie prawo“. Owóż, król wydał był świeżo dekret, iż każdy pojedynkujący się ma być ścięty, a głowa jego będzie wystawiona w miejscu spotkania. Urzędnik