Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bezładnych głosów aby ujął ster okrętu, zbliżył się wolnym krokiem do steru, jakgdyby chcąc opóźnić moment, który miał dla niego i dla drugich, rozstrzygnąć o rozmiarach jego władzy.
Na całym statku nie było ani jednego murzyna, choćby najgłupszego, któryby nie zauważył wpływu jaki pewne koło, oraz umieszczona naprzeciw niego skrzynka wywierają na ruchy statku; ale mechanizm ów pozostał dla nich wielką tajemnicą. Tamango patrzał długo na busolę poruszając wargami, jakgdyby czytał wypisane na niej litery; następnie podnosił rękę do czoła, przybierając zadumaną postawę człowieka który oblicza coś w głowie. Wszyscy czarni otaczali go z otwartemi usty, z oczyma wyłupionemi szeroko, śledząc z trwogą najlżejszy jego ruch. Wreszcie, z tą mieszaniną obawy i pewności siebie jakie daje nieuctwo, Tamango zakręcił gwałtownie kołem.
Jak rumak szlachetniej krwi, który staje dęba pod ostrogą niebacznego jeźdźca, tak piękny brick Nadzieja skoczył po fali po tym niesłychanym obrocie. Możnaby rzec, iż, oburzony, chce się zatopić wraz ze swym nienauczonym sternikiem. Ponieważ nieodzowny stosunek pomiędzy kierunkiem żagli