Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czepiając się mebli, to broniąc się rękami, nogami i zębami. Zrazu don Juan zniósł kilka ciosów z uśmiechem, ale niebawem gniew zawrzał w nim równie silnie jak miłość. Przydusił silnie Faustę, nie lękając się uszkodzić jej delikatnej skóry. Był niby podrażniony zapaśnik, który chce za wszelką cenę pokonać przeciwnika, gotów udusić go, jeśli trzeba, byle zwyciężyć. Wówczas Fausta uciekła się do ostatniej broni jaka jej została. Aż dotąd, uczucie wstydu broniło jej wołać pomocy; ale widząc, iż za chwilę może być pokonana, napełniła dom swoim krzykiem.
Don Juan zrozumiał, że nie chodzi już o posiadanie ofiary, i że przedewszystkiem powinien myśleć o swojem bezpieczeństwie. Chciał odepchnąć Faustę i dostać się do drzwi, ale ona czepiała się jego sukien, nie mógł się uwolnić. Równocześnie dał się słyszeć gwałtowny hałas otwieranych drzwi; kroki i głosy zbliżały się, nie było chwili do stracenia. Zebrał wszystkie siły, aby odtrącić od siebie donę Faustę; ale trzymała go za kaftan z taką siłą, że okręcił się jedynie, nie zyskując nic prócz zmiany pozycji. Fausta znalazła się od strony drzwi, które otwierały się do wewnątrz. Krzyczała ciągle. W