Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam zawsze przy sobie gotowe: byle nie kłaść imion, nadadzą się dla wszystkich. Uważaj tylko, aby się nie zdradzić wyszczególnieniem koloru włosów albo oczu. Co do westchnień, mąk i zapałów, każda, brunetka czy blondynka, panna czy mężatka, weźmie je jednakowo za dobrą monetę.
Tak gwarząc, don Garcia i don Juan znaleźli się przed domem, gdzie czekał na nich obiad. Był to prawdziwy stół studencki, bardziej obfity niż wykwintny i urozmaicony: wiele korzennych przystawek, solonego mięsiwa, same rzeczy pobudzające pragnienie. Jakoż wina było poddostatkiem. Kilku studentów, przyjaciół don Garcii, czekało jego przybycia.
Wszyscy siedli natychmiast do stołu, i przez jakiś czas nie było słychać innego hałasu niż łomot szczęk i trącanie kieliszków o szklanki. Niebawem wino wprawiło w dobry humor biesiadników i rozmowa stała się nader ożywiona. Mówiono jedynie o pojedynkach, miłostkach i figlach studenckich. Jeden opowiadał, jak oszukał swoją gospodynię, wyprowadzając się w wilję komornego. Drugi posłał do winiarza po kilka dzbanów trunku imieniem jednego z naj-