Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 171.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porwał się ze snu, jakby go piorun przeraził,
Zawstydzony, że siebie myślą podłą skaził,
I już o zgodzie żadnej nieczyniący wzmianki,
Chcąc się tym lepiej zagrzać, łyknął przepalanki.
Całą więc myśl już na to obrócił i siłę,
Aby raczej śmiertelną tu znaleźć mogiłę,
Niż ustąpić haniebnie, i by te zamysły
Wzięły skutek, najprędzej zawarł związek ścisły
Z Bartkiem, co blisko mieszkał odważnym Stolarzem,
I z Janem bardzo śmiałym, i zręcznym Slusarzem,
Ci zaś do Księdza złości za to mieli wiele,
Że im bronił rzemiosła w święta i w niedziele.
I przeszłego tygodnia za pewną robotę,
Po długiem targowaniu urwał cztery złote:
Onym się więc sekretu całej rzeczy zwierza,
Co chce robić, i kroki jakiemi tam zmierza,
Nienawiść i złość Księdza przed oczy przekłada,
Bliskość niebezpieczeństwa bardziej go rozjada.

«Odwagi wielkiej trzeba, przyjaciele moi,
«Tę kiedy mieć będziemy, nic się nie ostoi.
«Trzeba żebyśmy skrycie dzisiaj ciemną nocą,
«Za wzajemną Organy zburzyli pomocą,
«I tak one zniszczyli, by jak kur zapieje,
«Powstania nawet kiedyś nie mieli nadzieję.

Oba mu na to przyjaźń obiecują szczerą:
Jan obiecał przyjść z młotkiem, a Bartek z siekierą.

«Nie dość tu jest na waszej słownej obietnicy,
«Któż was wie, możecie być jak inni zmiennicy,