Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 170.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wzięła na się Niezgoda, a z krzywego pyska,
Do jego się pomacku przymknąwszy łożyska,
Te słowa wyzionęła: «Z odważnych zrodzony
«Rodziców, i do wielkich dzieł mężu stworzony,
«Sławny po wszystkich karczmach, niezrównany męztwem,
«I nie jednem z chłopami w załebki zwycięztwem,
«Doznany Organisto! czy spodziałby kto się,
«Byś sobie Plebanowi mogł dać grać na nosie,
«I cierpieć, aby na twe organy rozciągał
«Władzę przykrą, i z twej się słabości urągał?
«Wierzaj mi, wolałabym skończyć żywot lichy,
«Niźli się stać ofiarą dumnej jego pychy;
«Podwaja w przeciwniku dzielność, kto się boi,
«Przeraża nieprzyjaciół, kto odporem stoi;
«Stań się mężnym, a ujrzysz, że ten Pleban podły,
«Co teraz, by cię zgubił, szle do nieba modły,
«I fałszywie mniemając, że mu Bóg pomoże,
«Papla pacierz, pierś tłucze, ostrząc na cię noże:
«Ten człowiek zniewieściały, ta nikczemna dusza,
«Którą przeciw cię teraz nienawiść porusza,
«Odstąpi swych zamysłów, i placu odbiegnie,
«Gdy cię naprzeciw sobie śmiałego postrzegnie.»
Jak kiedy Feba duchem napuszony wieszczek,
Swój dwoisty z trzynożnych daje wyrok deszczek,
Chwytają wielkim ciągiem wszyscy święte smrody,
A każdy nos zatyka, czy stary, czy młody;
On nowe biorąc siły z zapasnej jaskini,
Z głupich przychodniów żarty tylko sobie czyni:
Tak serce Organisty tą mową zagrzane,
Poczuło w sobie męztwo dopóty nieznane;