Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 165.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siada, lecz zawsze gniewny połykając całkiem,
Ledwie się niezkąsanym nie zdławił kawałkiem.
O Pańskie zdrowie nader Dorota troskliwa[1],
Mocno na tę porywczość zbytnią uboliwa;
Widzi, że z niestrawnego tak bardzo jedzenia,
Srogich wiatrów nabędzie i głowy bolenia:
A ztąd niebezpieczeństwo czując oczewiste,
Skoczy po Komendarza i po Altarystę,
O przypadku każdemu z przyjaciół powiada:
Nie tak bieży na pomoc zgłodniała gromada,
Jak chcąc jeszcze pieczeni zastać kawał tłusty,
By nim żołądek mogła naładować pusty.
Z radości Prałatowi oczy się iskrzyły,
Gdy taką liczbę wiernych przyjaciół zoczyły,
Purpurowym kolorem zarumienił lice,
Po tak szczęśliwych twarzach wiodąc swe źrenice,
U wszystkich widzi szczerą chęć jemu służenia,
Gniew swój w pomyślną nader nadzieję odmienia;
Niezawodnej zwycięztwa nabiera otuchy.
Tym czasem chcąc posilić wypróżnione brzuchy,
Szynkę przynieść rozkaże, a sam zaś z komory
Bardzo starego miodu wyniosłszy dzban spory,
Nalewa duży kufel: niech się kto chce troszczy
Rzecze, a ja do ciebie Księże Podproboszczy.
Wypił, ten za nim, każdy nachylając dzbana,
Starał się naśladować godnego Plebana,
Tak dobrze, że się same już zostały męty,
Nim ostatni napełnił swój gardziel nadęty;

  1. Dorota imie kucharki.