Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 083.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówią że jest zapalczywy;
Uciął ucho Malchusowi,
Jak mu się dawna cholera odnowi,
Mogę być w niebie z ręki jego nieszczęśliwy.
A potym, jeźli prawdę mam powiedzieć,
Nie mógłbym tam długo siedzieć
Gdzieby mi w wieczór, w południe i rano,
Co dzień to samo śpiewano.
Koncertem takim stęskniony,
Powiedziałbym Aniołom — Skrzydlate stworzenia,
Czemu się wasz hymn nudny nigdy nieodmienia?
Czemu innemi Pana nie wielbicie tony?
On wam tak ładne główki i skrzydła porobił,
I w rozmaite pokształcił odmiany,
A żaden się przez wdzięczność na to niesposobił
Żeby był nowym hymnem powitany:
Jeźli pomiędzy wami geniusza nima,
Niech się który na moment spuści do Słonima.
Grzeczniej niż w Lota domu pewnie tam przyjęty,
Wstydziłby się że śpiewał święty, święty, święty;
A muzykę śmiertelną z swym równając chorem,
Niewiem czyby nie został Nieba dezertorem.
Ogiński! nim cię przyjdzie ten Aniół nawiedzić,
Ja go muszę z pilnością koniecznie uprzedzić.
Muszę też w życiu mojem choć być raz szczęśliwy,
Widzieć ciebie w Słonimie; i te wszystkie dziwy
W których smakować będą Anieli i Święci,
Podać pięknemi Rymy do wiecznej pamięci.