Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 081.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale niech wśród zielonej i równej darniny
Zdziobło się nowej trochę podniesie krzewiny,
Zaraz to ściąga oko, a ręka złośliwa
Z pośrodku młodej trawki z gniewem je wyrywa.
Żal mi losu autora który zazdrość sprawił;
Kto chce żeby do zgonu słodko życie trawił,
Niechaj siedzi spokojnie, niech nie bije w oczy;
Zgubiony: czyja sława na świat się wytoczy.
Czas, miejsce, okoliczność twe szczęście sprawuje,
Dzisiaj cię nienawidzi, jutro cię szanuje.
Tam gdzie szalony Pirron przez posągi słynie,
Sokrat prawdę objawia i trucizną ginie.
Boileau ostry krytyk na wszystko się dąsa,
Każdego po imieniu nielitośnie kąsa;
Ma spokojność, bo Ludwik sparł go ręką swoją:
Za kim Król, tego wszyscy zapewne się boją.
Kto jak ja oprócz siebie nie ma wsparcia cale
Powinienby przyjaciół robić, nie rywale.
Ale cóż? miłość własna nigdy nie spokojna,
Żywemu dowcipowi przyzwoita wojna,
Przykrzą mu się nieznośne uprzedzeń okowy,
Coraz go w jego pracy cel zaprząta nowy,
I tak jest w swych odmianach jak kukułka płocha,
Która co dzień innego miłośnika kocha.
Próżność jego bez myśli na sztych się wydaje,
Innym zabawką, Panu tylko się złym staje.
Lecz dosyć już narzekać tym tonem płaczliwym;
Podobać się, nie jest to zbyt być nieszczęśliwym.
Czasem nam dość potrzebna bywa zazdrość cudza,
Do lepszego czynienia ta często pobudza;