Strona:PL Poezye Karola Antoniewicza tom II.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łza jej po licach gorąca pociekła,
I drzącą ręką przystąpić kazała.

Przy niej ukląkłszy — ścisnęłam w me dłonie
Rękę jej zimną — i polałam łzami,
Nie płacz me dziecię — lecz w Boskiej obronie
Ty ufaj ciągle — Bóg czuwa nad nami.

Pociecho matki — biedne moje dziecię,
Ach! ciebie teraz już porzucić muszę,
I cóż tak sama poczniesz na tym świecie?
Ja już łez twoich więcej nie osuszę!

A gdy grobowe dzwony mi zadzwonią
Gdy ciało martwe w ciemnym złożą grobie,
Ciebie sierotę z tej chatki wygonią,
Któż ojcem, matką, będzie odtąd tobie?

To rzekłszy, cicho modlić się poczęła,
Krzyżyk na mojem wyraziwszy czole,
Bogarodzicy obraz z szyi zdjęła.
Ach! na sieroty, Ty wejrzysz niedolę!

Maryo! miejsce Ty jej zastąp matki,
W opiekę dziecię to oddaję Tobie!
Obraz ten, rzecze, z twej rodzinnej chatki
Cała spuścizna, Anno, noś przy sobie!

Kochaj Maryą! — bo pod Jej opieką
Bezpieczną będziesz w pośród świata złości,
A gdy zapadnie tobie trumny wieko,
Matka swe dziecię powita w wieczności.