Strona:PL Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899) 305.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Sen w Dreźnie.[1]




Śniła się zima; ja biegłem w szeregu,
Za procesyją pod niebem, po śniegu.
Nie wiem, skąd wiemy, że na brzeg Jordanu
Idziem i w górze odgłos: »Chwała Panu,
Pokój trzem królom, ludy! do Jordanu!«
Ludzie obok mnie szli dwoma rzędami,
Kobiety, starce i dzieci parami,
W bieli ubrani ci, co z prawej strony,
Ci, co na lewo — w żałobne opony,
Szli ze świecami w dół obróconemi;
Świece gorzały płomieniem do ziemi,
Jak złote strzały.
A ci bez światła szli, co po prawicy,
Każdy z nich w ręku niósł kwiat, zamiast świécy.
Spojrzałem w twarze: są i mnie znajome;
Zląkłem się, wszystkie jak głaz nieruchome.
Wtem jedna osoba wyszła z prawej strony:
Kobieta świeci okiem przez zasłony,
Stanęła przy mnie; wtem wybiegł chłopczyna
I o jałmużnę dla ojca zaklina.
Dałem grosz, ona dała tyle dwoje.
Znowu sześć dałem, ona znów we dwoje.
Zbiegli się widze; po złoto sięgamy,
Kto z nas da więcej, dajemy, szukamy,
Wstyd nam! już wszystko daliśmy, co mamy.
Lud łajał chłopcu: — »Oddaj im!« — żartują.
— »Oddam — rzekł chłopiec — jeżeli żałują«.
Lecz nazad przyjąć już mi się nie chciało,
Postać[2] mnie ręką przeżegnała białą.
Wtem weszło słońce — lato — śnieg nie spłynął,
Lecz jak ptak biały dwa skrzydła rozwinął

  1. Miałem sen w Dreźnie 1832 r. 23 marca, który ciemny i dla mnie niezrozumiały. Wstawszy, zapisałem go wierszem. Teraz, w roku 1840, przepisuję dla pamięci.
  2. Postać — owa kobieta.