Słyszy to cudzy człowiek,
Wzdycha i łzy mu płyną,
Westchnął, otarł łzy z powiek,
I dalej poszedł z wiciną.
Bije raz, dwa, trzy... już północna pora:
Głuche wokoło zacisze,
Wiatr tylko szumi po murach klasztora,
I psów szczekanie gdzieś słyszę.
Świeca w lichtarzu dopala się na dnie:
Raz w głębi tłumi ogniska,
Znowu się wzmoże i znowu opadnie,
Błyska, zagasa i błyska.
Straszno!... Nie była straszną ta godzina,
Gdy były nieba łaskawsze;
Ileż mi słodkich chwilek przypomina!
Precz!... to już znikło na zawsze!
Teraz ja szczęścia szukam ot w tej księdze...
Księga znudziła, porzucam;
Znowu ku lubym przedmiotom myśl pędzę,
To marzę, to się ocucam.
Czasem, gdy słodkie złudzi zachwycenie,
Kochankę widzę lub braci;
Zrywam się, patrzę: aż tylko po ścienie
Biega cień własnej postaci.