Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cher. Po powrocie do domu, Hania poszła płakać do pokoiku dziadka, ja zaś nie mogłem za nią pośpieszyć, bo wraz z księdzem Ludwikiem musieliśmy przyjmować gości.
Wreszcie rozjechali się wszyscy, został tylko Mirza Dawidowicz, który miał przepędzić u nas resztę świąt Bożego Narodzenia, trochę się ze mną uczyć, bo byliśmy obaj w siódméj klassie i czekał nas egzamin maturitatis; ale więcéj jeździć konno, strzelać do celu z pistoletów, fechtować się i polować, które to zajęcia, obadwa przekładaliśmy o wiele niż tłómaczenie Annalów Tacyta Ksenofontową Cyropajdaję. Ten Mirza był wesoły chłopak, urwis i psotnik wielki, zapalczywy jak iskra, ale do najwyższego stopnia sympatyczny. U nas w domu lubili go wszyscy bardzo, prócz ojca mego, którego gniewało to, że młody Tatar strzelał i fechtował się lepiéj odemnie. Za to pani d’Yves przepadała za nim, bo gadał po francuzku jak Paryżanin, usta mu się nie zamykały, plótł, dowcipkował i bawił Francuzkę lepiéj od nas wszystkich.
Ksiądz Ludwik znowu miał trochę nadziei, że go nawróci na religię katolicką, témbardziéj, że chłopiec żartował sobie czasami z Mahometa i pewno byłby chętnie Koran porzucił, gdyby nie to że bał się ojca, który, ze względu na tradycye rodzinne, trzymał się oburącz mahometanizmu, powtarzając, że jako stary szlachcic, woli być starym mahometaninem, niż świeżym katolikiem. Zresztą nie miał stary Dawidowicz innych tureckich lub tatarskich sympatyi. Przodkowie jego osiedli tu od czasów pono Witoldowych. Była to szlachta również zamożna bardzo i oddawna w jedném gnieździe osiadła. Majątki, które posiadali, nadał jeszcze Jan Sobie-