Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  264  —
Jadwiga

Dlaczego? Czy pana obraża to co mówię?

Leon

Więcej niż obraża — boli... Może się to pani wydać dziś śmiesznem, ale tu w piersi noszę kwiaty zwiędłe wprawdzie, — umarłe oddawna; dla mnie jednak drogie, a pani depczesz po nich w tej chwili...

Jadwiga (z wybuchem).

O! panie Leonie, gdyby te kwiaty nie umarły...

Leon

One leżą w mem sercu... a tam grób. Dajmy pokój przeszłości...

Jadwiga

Tak, masz pan słuszność, dajmy temu pokój. Co umarło: nie zmartwychwstanie. Chcę mówić spokojnie. Spojrzyj pan na moje położenie: co mnie broni, jakie ramię mnie wspiera, co osłania. Jestem młodą i podobno nie brzydką kobietą, więc nikt nie zbliża się do mnie z prostem, poczciwem sercem, ale z zasadzką w oczach i ustach. Co temu przeciwstawię — nudę? żal? pustkę? W życiu, nawet mężczyzna musi się czegoś trzymać, a ja, słaba kobieta, jestem jak łódka bez steru i wiosła i bez światła, do któregobym zmierzać mogła. A serce wyrywa się do szczęścia. Chciejcie wy zrozumieć, że kobieta musi być kochaną i musi kochać kogokolwiek w świecie, inaczej w braku prawdziwej