Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.35.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że umieli dać twarzom bogów wyraz dostojny i wyrazić w marmurze majestat tych panów świata. Któż nie podziwia Jowisza olimpijskiego Fidyasza, a któż jednak chciałby być Fidyaszem?...
— Dlaczego? — zapyta zdziwiony tą uwagą czytelnik.
Z przyczyny, która jest wiadoma każdemu, kto zetknął się przez studya ze światem rzymskim, ale niewiadoma może większości naszych rzeźbiarzy, uważających się za nadludzi. Oto Rzymianie uwielbiali do szaleństwa dzieła rzeźbiarskie i nie żałowali na nie milionów, ale pogardzali ich twórcami. Obywatel rzymski mógł od biedy zostać malarzem, ale nie mógł zajmować się rzeźbą albo snycerstwem. Osławiony Werres, który nie tyle był złodziejem, ile nie przebierającym w środkach kolekcyonerem, gotów był złupić dla jednego posążka lub dla jednej czary pół Sycylii i narazić się na gromy Cycerona, ale nie byłby zaprosił do swego stołu Fidyasza, ani Praksytela, ani Mirona, ani Skopasa. Lucyan, pisarz grecki, mówi, że przyszły do niego we »Śnie« dwie niewiasty: jedna piękna, szlachetna i delikatna, druga o grubych rysach i narobionych dłoniach. Obie ciągnęły go w swoją stronę: owóż pierwsza z nich była to literatura, druga — rzeźba. Takie były ówczesne pojęcia, Galion mógł więc słusznie powiedzieć to, co Anatol France wkłada mu w usta, również jak zupełnie naturalne jest odezwanie się drugiego