Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale jednocześnie usta jej wyciągnęły sie ku mnie prawie namiętnie, ja zaś wpiłem się w nie z uniesieniem.
A wiatr począł rzeczywiście sypać białe kwiaty na nasze głowy.




Zbudziwszy się, ujrzałem gołe ściany mojej izby. Miałem tyfus — i bardzo ciężki. Dwa tygodnie leżałem bez przytomności w gorączce...
Ale i gorączka bywa czasem miłosierdziem bożem.
Oprzytomniawszy, dowiedziałem się, że rodzice panny Antoniny wyjechali razem z nią do Wenecyi...
A ja zaś, samotny jak dawniej, kończę dziwnem może wyznaniem. Oto byłem jednak w moich widzeniach tak niezmiernie szczęśliwy, że, zacząwszy zrazu dlatego tylko pisać, by mi owa ironia życia nie przepadła, zamykam powyższe wspomnienie bez żalu i z dawną wiarą, że ze wszystkich źródeł szczęścia, to, z którego piłem w gorączce, jest najczystsze i najprawdziwsze.
Takie życie, którego miłość, nawet jako sen, nie nawiedzi, — jest jeszcze gorsze.