Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żdy z nas miał nawinięte na kulę kulbaki lasso, ową najgroźniejszą broń meksykańską, z którą kalifornijczycy ruszają śmiało nawet na niedźwiedzia, a którą mówiąc nawiasem, nie umiem władać. Gładka moja strzelba nie na wieleby się wprawdzie, w razie wypadku w górach, przydała, ale Max obiecał się wystarać dla mnie w Anacheim o gwintowany karabin, sam zaś miał kentucki rajtel, ważący z jakie czterdzieści funtów i niosący na pięćset kroków stożkową kulę.
Do Anacheim przybyliśmy jeszcze bardzo rano, ale przegalopowawszy piętnaście mil, byłem tak zmęczony, że żadną miarą nie mogłem jechać jeszcze dwadzieścia pięć mil daléj. Bolała mnie każda kość, jakby obita. Max śmiał się — z tém wszystkiém zgodził się jednak nocować w Anacheim, témbardziéj, że miał tam także kilka interesów załatwić.
Wieczorem poszliśmy obaj na dziwne widowisko, jakie tylko w Ameryce może się trafić. Oto, przyjechał do Anaheim aktor, który ogłosił, że będzie uczył deklamacyi, wymowy, a przedewszystkiém pięknych giestów i to po trzy talary miesięcznie. Zapisało się téż zaraz kilkunastu amatorów. Wykłady odbywały się w szkole miejscowéj przy świetle świéc. Trafiliśmy na pierwszą lekcyą a raczéj na mówkę wstępną, którą mistrz rozpoczął mniéj więcéj w ten sposób:
„Dżentlemeni! Ameryka słynie z wymowy, niestety jednak, arystokratyczna Anglia słusznie częstokroć wyśmiewa się z tego, że naszym świetnym mówcom brak téj pięknéj giestykulacyi, tych posągowych poruszeń, które saméj wymowie dodają jędrności, siły i są dla niéj tém, czém takt w muzyce. W imię zatém patryotyzmu, w imię prawdziwéj potrzeby, która w kraju parlamentarnym jest równie nieodbitą, jak każdą