Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie zawsze pomiesza niemiecki, francuzki angielski, hiszpański, a czasem nawet i chiński. W Anaheim wszyscy lubią go bardzo, kredytują mu chętnie, chociaż nie jest zbyt wypłatny, i zapraszają na wszystkie strony, skoro się tylko pokaże.
Mnie jednak nudził swoją gadatliwością i przeszkadzał mi często pisać, zadając ustawicznie, jak dziecko, rozmaite pytania. Gdym go prosił, żeby siedział cicho, kręcił się jakby uwiązany. Wówczas brałem strzelbę i wychodziłem nad brzegi.
Zwierzyny w Landing niéma prawie żadnéj. Nocami tylko, po księżycu, skomlą kujoty, ale w dzień siedzą pochowane. Ptastwa za to morskiego miliardy, wszystko to jednak nie zdało się na pokarm, trąci bowiem tranem i rybą. Mogę powiedzieć, że główne moje towarzystwo stanowiły pelikany. Potężne te ptaki nietylko nie boją się ludzi, ale lubią i chętnie do nich się garną. Jestto wprawdzie miłość bez wzajemności, bo ludzie brzegowi w przeciwieństwie z farmerami tłuką je gdzie mogą: strzelają do nich z rewolwerów, zabijają wiosłami i tym podobnie. Pierwszego zaraz dnia, gdy wyszedłem na brzeg, zobaczyłem kilkanaście pelikanów ważących się na ogromnych skrzydłach o kilkadziesiąt stóp nad moją głową. Mając przy sobie broń, strzeliłem: jeden ptak okręcił się natychmiast w powietrzu i spadł ciężko na piasek. Gdym się zbliżył do niego, już gasnął, ale podnosił jeszcze głowę uzbrojoną potężnym dziobem i torbą, spoglądając na mnie jakby z wyrzutem.
— Przechodzisz do Nirwany, miły ptaku — rzekłem do niego — i niepotrzebnie życia żałujesz: wszyscy się tam znajdziemy.