Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 396.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nające plemię. Chciałby się człowiek bliżej tym plemionom, ich obyczajom przypatrzyć — ale darmo, trzeba gnać dalej. I tak już obawa, czy dojedziemy saniami do Ufy? Ponieważ jednak czas się wyklarował, księżyc świeci, wiatru niema, śnieg nie pada, wiec otucha w serce wstępuje; już tylko 76 wiorst do Ufy.
Przejechaliśmy te 76 wiorst, ale w 12-tu i pół godzinach, a żeśmy z nich cało wyleźli, to doprawdy nie nasza zasługa. Rzeczka Białaja, co pod Ufą płynie, nie stoi, lody szalone po niej idą; przeprawy niema; trzeba jechać górami, brzegiem lewym; księżyc za chmury znowu zaszedł, drogi prawie niema. Co chwila jamszczyk staje, szuka drogi, ciągle mu się coś rwie, wleczemy się. Nareszcie stajemy — a co to? wysiadać trzeba; — dlaczego? bo tu djabelska droga! Cóż znowu takiego? z góry, jak z pieca, na prawo ściana skalista, na lewo przepaść, w pół góry zakręt na prawo, droga tak wązka, że ledwie dwa konie obok siebie przejść mogą. Popłoch! Kossowski komenderuje ogólne wysiadanie; sanie spuszczają jedne po drugich (hamują oni tu łańcuchem, pod sanie podkładanym). Zjechawszy, jamszczyk zapowiada, że to jeszcze nic, że tam dalej jeszcze daleko gorzej będzie. Winszuję! Zmieniamy konie; gospodarz każdemu z jamszczyków starannie przykazuje, jak ma jechać; istotnie zdaje się, że nas coś niezwykłego czeka. Ruszamy; po dobrej godzinie stajemy — wysiadać! Czegoś tak karkołomnego nie widziałem jeszcze: przez trzy ćwierci wiorsty drożyna wąziutka, oślizgła; skała znowu po prawej, po lewej przepaść na jakie 5—6 sążni; w spodzie rzeczka, a cała droga pochylona ku przepaści. Dla nas pieszo niema niebezpieczeństwa, ale co poczną konie i sanie, wreszcie jamszczyki. Trzeba przyznać, że ich siła odwadze i zimnej krwi wyrównywała. Przenieśli prawie sanie po tej karkołomnej drodze, w miarę potrzeby na brzuchu zjeżdżając z góry a nogami hamując. Przejmowała nas wszystkich groza i podziwienie. Istnie piekielna przeprawa. A cży na dole lepiej? niewiele. Lód na rzece cienki, co chwila się załamuje. Hartu i siły tych koni i tych ludzi potrzeba, żeby się z takich tarapatów w nocy cało wydostać.