Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 335.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

filcowy, wołochaty, owalny kapelusz, troszkę przypominający czapki naszych Lisowczyków.
Pod wieczór dobiegamy coraz bliżej do gór — ślicznych, zielonych, pachnących, od miryadów najśliczniejszego kwiecia; powietrze chłodniejsze, świeższe — cała konfiguracya tych gór jak i flora przypominają mi zupełnie pierwszy dzień mojej jazdy za Kałganem. I tu ten sam cudny, zielony, coraz bardziej falisty, na końcu poważnie już górzysty step.
Czem bliżej gór, uderza mnie coraz to częściej pojawiające się o 100, 50 i mniej kroków dziwne jakieś stworzenie, które jakby wyrastało z pod ziemi, a za zbliżeniem się, pod nią się zapadało. Wielkości małego lisa, z długim puszystym włosem i ogonem, szare, buro pręgowane. Podjeżdżam jednego, drugiego, dziesiątego — niesposób dokładnie się przypatrzyć lub przyjść do strzału, nareszcie jednak jechać już trudno, tyle dziur i jam pod nogami. Mój kozak nazywa te zwierzęta »tarbagan«. Po opisie szczególnego sposobu bronienia się przez atakowanie zmysłu powonienia chcącego je schwytać, domyślam się, że to muszą być tchórze, które widocznie tu mają główną swą kwaterę. Na szczęście nikt z nas nie zmusił ich do obrony, bo bylibyśmy trupem popadali, gdyby się te setki tchórzów chciały zwykłym sobie systemem bronić. — Tu, po wielu dniach, pierwszych znowu zobaczyłem ludzi idących piechotą; dotąd w całej Mongolii widziałem tylko albo siedzących lub leżących na ziemi albo na koniu — nóg używają tylko do trzymania się na koniu. — Nocleg cudowny, kraj śliczny, ale na tej znacznej wysokości chłód w nocy przejmujący; dzięki Bogu, że mam ze sobą i na sobie sławucką burkę.


Urga, 7 sierpnia.

Nareszcie Urga! W deszcz rzęsisty, po okropnie trzesącej drodze, przyjeżdżam, po trzech stacyach od noclegu, przed rzekę, która płynie doliną, gdzie Urga leży. Od chwili już widać Urgę, niby w dolinie, otoczonej dokoła górami, stąd niezbyt wysoko wyglądającemi, istotnie jednak bardzo wyso-