mamy 120 li chińskich do zrobienia. Okolica ciągle od wielkiego muru mniej więcej taka sama, piękna prawie. Poruszamy się ciągle bardzo szeroką doliną, miejscami szyjowato ścieśnioną okalającymi ją pagórami. Z poza pagórów widne co chwila po obu stronach poważne góry, skaliste, gdzieniegdzie tylko krzewami pokryte. Idziemy po drodze, której jednak nikt nigdy nie budował i nie utrzymuje, prócz Opatrzności. Jest to po prostu szeroka ścieżka między łąkami i polami wydeptana. Ziemia wszędzie wydaje mi się bardzo urodzajną; zboża jeszcze miejscami stoją, wiele jednak ściernisk już mijam. Po ścierniskach pasą się trzody świń i rogatego bydła, zwłaszcza kozy i barany długowełniste, kozy białe i srebrno-szare — te same, których skóry za dość drogie pieniądze obecnie nawet i we Lwowie po magazynach się widuje. Gdzie okolica ludniejsza, a wszystko tu bardzo gęsto zamieszkałe, tam pasterzami dzieci, w stroju Adamowym, zupełnie na czekoladowo-żółty kolor od słońca spalone. U stóp wielkiego muru, gdzie zupełna puszcza — gdzie człowieka nie ujrzy, puściwszy się sam jeden szczytem muru, by to cudo oglądać, spotkałem prawdziwego górala chińskiego ze stadem kóz t. zw. angora. Niewielki, ale barczysty, brunatno-żółty, z twarzy do starej renety podobny, przepasany wpół tylko dwiema koziemi skórami, z kijem w ręku i jakimś rodzajem dziwnej kobiałki, dziwnie mi przypomniał ten iście pierwotny pasterz, widziane kiedyś w monachijskim teatrze w 1-szym akcie Wagnerowskiego Rheingoldu dzikie olbrzymy, któregoś ze szczepów germańskich praszczury. I dlaczegóż, pytam, tylko Moskalom zarzucają, że mają krew mongolską w żyłach, kiedy wszystkie, dziś tak licznie odtwarzane typy przedhistoryczne germańskie daleko bardziej mieszkańców gór chińsko-mongolskich i tybetańskich przypominają?
Po sześciogodzinnym marszu stajemy w Sien-si-fu. Przed miastem widoczny obóz, chorągwie formą smoka naśladujące, stroje, niby mundury z 1000 i jednej nocy — feta to jakaś wojskowa, mnóstwo ludu ciągnie ku obozowi; chciałem z blizka to zobaczyć, odradzali mi ludzie, żeby się wojsku nie pchać w oczy.
Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 308.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.