Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 302.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nogami tak ślizgo, że złażę i konia w ręku prowadzę; szukamy dalej brodu. Nareszcie na przeciwległym brzegu spostrzegam zalaną wieś. Sądząc po wysokości stanu wody w tej wiosce, ani myśleć o przebrnięciu przez ten strumień szalony; tymczasem za nami pomału morze formalne powstaje. Niema rady — albo nocować pod gołem niebem, wśród tych rozszalałych strumieni bez jednego drzewka, pod któremby się można schronić, w najlepszym razie po tej stronie w chińskiej stajni do połowy zalanej — albo ryzykować przeprawę. Na koniu niebezpiecznie, zresztą nie chce iść wcale do wody; trzeba więc próbować skusić kogoś, by mnie przeniósł. Więc pertraktacye, najpierw z moim mafu. Ale jak się tu z nim dogadać? jego francuzczyzna kończy się na trzech słowach: Monsieur, içi, labas. Po chwili jednak pojmuje, że nie chcę tu nocować (deszcz leje coraz lepiej), zostawia mnie konie, sam brnąc po kolana w wodzie, dopycha się jak może najbliżej przeciwległego brzegu i wrzeszczy; ludzie się schodzą, ale na moją propozycyę: 15 dolarów, kto mnie przeniesie — nikt jakoś zgodzić się nie chce. Woda ciągle przybiera! Mija pół godziny, zaczynają się trząść od zimna, mafu wraca bez niczego. Zjawia się tą razą po naszej stronie jakiś Chińczyk, który zaczyna od okrutnego wrzasku z twarzą ku mnie zwróconą (wszyscy ludzie myślą, że kto ich mowy nie rozumie, ten musi być głuchy), mafu go uspokaja, ja dolara pokazuję, potem drugiego. Chińczyk zaczyna się uśmiechać, mniej głośno krzyczy i pozwala ze sobą traktować, ale to trwa wieki. Nie mogąc końca się doczekać, puszczam się sam na eksploracyę głębokości rzeki. Kiedyś prowadził ku rzece i ponad nią stary, szeroki mur, rodzaj mostu, niestety, dziś w miejscu najgłębszem i najbardziej rwącem, mur ten rozwalony. Darmo, próbować trzeba! Wśród wysiłków na wszelkie możliwe sztuki atletyczno-gimnastyczne, przekonywam się, że woda w tem miejscu za głęboka; wracam. Tymczasem mafu nie próżnował; wprawdzie ów obcy Chińczyk w ostatniej chwili nie chciał ani za 20 dolarów mnie przenosić, ale mafu, stary lis, pożyczył gdzieś tyki, i stojąc sam po kolana w wodzie, z widoczną trwogą, próbuje głębokości — raz, drugi, trzeci — ba,