Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 260.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w bujnych, wzorzystych strojach, tłumy wesołego japońskiego ludu wyszły cieszyć się słońcem, światłem, zielonością. Bo też co to za zieloność! Nigdzie, w pięknym nawet Cejlonie, równie pięknej, bo równie rozmaitej a świeżej zieloności nie widziałem. Zwiedzając, przychodzimy do prastarej świątyni w XI. czy XII. stuleciu na cześć Buddy wzniesionej. Starych kilkanaście juniperów chińskich, jak dziady kościelne przed świątynią siedzi, koszlawe, a tak piękne, tyle ich się w tym kraju widuje, ale jak słusznie Hübner mówi, nigdy się ich napatrzeć, nigdy ich widokiem nasycić się nie można. Idziemy dalej, mijamy świątynię, wchodzimy do ogrodu wielkiego kapłana. Czemuż nie było tam palety, ale palety mistrza nad mistrzów? czemuż nie było poety, by opisać ten widok? Choć jakiż opis, jaki pendzel jest w stanie opowiedzieć te cuda natury? W dole stawek sztuczny, formy dziwacznej, w nim kilka lilij wodnych, wszystkie okwitły, jedna spóźniona zwraca jeszcze na pożegnanie biały kielich ku prastarej sośnie, co nad nią zwisła. Nad wodą loro, tradycyjna latarnia ślicznej formy, w kamieniu tak pięknie a skromnie zawsze ciosana; a nad tem wszystkiem, poza wiotkim bambusem, kilka kryptomeryj, owa stara sosna japońska, co w lilii przez minioną wiosnę na starość się kochała, kiedy tak nizko nad wodą zwiesiła stare konary, i wreszcie młody, piękny dąb skalisty, których tu tak wiele, o liściu, co spodem ciemno, górą jasnozielony, tak, że się zdaje, jakoby płową miał czuprynę. I to wszystko oświecone słońcem, które, choć z żalem, ten piękny obraz opuszczać musi i za góry się chować. W życiu mojem już chyba takiej gry kolorów, powiedzmy takiego bogactwa odcieni w zieloności nie ujrzę. Co za spokój, co za cisza w tem wszystkiem! Czemuż to nie można, patrząc na takie dziwy, zapatrzeć się na zawsze? O! ta zieloność zdaje się jakieś uroki na mnie rzuciła; w głowie zaczyna zielenieć, wskutek czego wyjeżdżać się nie chce. To jeden wzgląd, czemu jeszcze w nagłówku tego listu »Tokio« wypisałem! Drugi, niemniej ważny, że teraz zaczynam owoce licznych tu zawartych znajomości zbierać!
Wczoraj ni mniej ni więcej, jak łowy z cesarskimi so-