Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ducha wyzioną, drudzy z miną gęstą, z hardym, oburzającym prawie spokojem je dźwigają. Sądząc z ich fizyognomij, najbezczelniejszych i najohydniejszych, jakie spotkać można, między tymi nieszczęśliwcami niema niewinnych, a choć może który z nich był nim, przez kontakt zresztą stracił wszystko, co ludzkiego i uczciwego w nim było. I nie dziw, ta atmosfera, ta ciągła styczność ze zbrodnią i występkiem, musi stłumić wszystkie uczucia szlachetne i ludzkie. Jeden z nich powiedział mi: »Jestem oskarżony o morderstwo, ale przeczę temu, bom niewinny«. Stróż więzienny, który nas oprowadzał, uśmiechnął się tylko — od czegóż tortura? myślał zapewne. Młody jakiś człowiek wlepia w nas swe ogłupiałe oczy idyoty. W 15 roku życia otruł swego nauczyciela; kodeks chiński stawia tę zbrodnię na równi z ojcobójstwem. Ponieważ był nieletnim, więc go nie ścięto. Rokrocznie ojciec, pochodzący z zacnej i szanowanej rodziny, przekłada prośbę o ułaskawienie tego biedaka do wice-króla; wice-król posyła prośbę do Tsungli-yamenu, stąd idzie sprawa przed cesarzową-regentkę; ułaskawienia odmawiają — trwa to już lat kilka.
Wchodzimy do jednej z sal (powiedzmy: wielkich nor) w chwili obiadu. Więźniowie, jak istne dzikie zwierzęta, zgłodniali, pożerają to nędzne pożywienie, które im zarząd więzień daje. Porównać tę scenę z chwilą żywienia dzikich bestyj w menażeryi, byłoby doprawdy zbyt wielką ujmą dla menażeryi. Za potężną kratą bambusową, w ciemnej, wilgotnej jakiejś izbie, skazani na straszną torturę kangi. Wszystko tu jęczy, płacze, wzdycha. Jedni leżą, drudzy stoją opierając się o mur; każdy szuka miejsca, pozycyi mniej przykrej. Kilku chodzi w kółko. Wszyscy nieustannie się ruszają, szukając tego, czego nigdy nie znajdą — spokoju. Za nadejściem naszem zbliżają się do kraty. Cóż za spojrzenie tych biedaków, ileż w niem rozpaczy, nienawiści, chęci zemsty — tak chyba tylko potępieńcy patrzeć mogą.
Z niektórych kaźni, zupełnie ciemnych, słychać wrzaski i ryki okropne z akompaniamentem brzęku kajdan i głuchego, suchego trzasku uderzeń bambusowych pałek. W ma-