Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słońca — istne złoto. Od wschodu księżyc już dawno wstał i czeka, by mu słońce także świecić pozwoliło, a wreszcie u zachodu — zapada słońce. Ba, to łatwo powiedzieć, ale co się tam działo na niebie, w powietrzu, na morzu, na skałach!... Tarcza złota, bo istnie złota, dukatowo-złota, to słońce, ogromne, potężne, nie razi już oka; wkoło niego złota aureola, coraz delikatniejsza, przejrzystsza; aż wreszcie wpada w złoto-różowy kolor, dalej w różowy, fioletowy, i rozpyla się zupełnie w rodzaj świetlanego pyłu, mgły, tak, że lazur nieba także świeci. A to wszystko takie bosko piękne i świetlane, takie przezroczyste, takie nikłe, unosi się nad cudownym konturem skał, — skały w cieniu, a jednak świetlane, prawie przezroczyste, różowe od stóp do głowy. A wreszcie morze, w którem ta cała niebiańska gra światła, te różowe skały się kąpią, odbijają. Morze jakby samo zachwycone tem, co widzi, jak zwierciadło, równe, spokojne, ku zachodowi już nie szafirowe — bo to za ciemna, za ponura barwa, — morze także świeci, błyszczy jakimś nieopisanym, niewysłowionym, niebiesko-złotym blaskiem. A w tej kąpieli świetlanej, u dołu, na morzu, kąpią się stateczki chińskie, o żaglach słomiano-żółtych, teraz także ozłoconych. A w górze, w powietrzu, daleko, wysoko, wisi orzeł wspaniały! I on się dziwi i cieszy, że ta ziemia tak piękna!
Po raz drugi od morza Czerwonego żałowałem, że nie było z nami malarza, a mianowicie Ajwazowskiego! — on jedyny byłby potrafił może przenieść na płótno te cuda, na które oniemieli z podziwu patrzyliśmy, — on jedyny potrafiłby uchwycić to powierze, i to światło, i na płótnie uwięzić! — Bardzom poetyczny, ale bo jakże nie krzyczeć, widząc takie dziwy, takie cuda? Miał stary Hübner racyę, że o takich zachodach słońca, z takiemi dziwami, z takiemi istnemi »fantazjami« światła z powietrzem i ziemią — poza Hong-kong, rzadko można mieć wyobrażenie!
Jedziemy do Kantonu na dni 3 do 4, z nami cała misja katolicka francuska. Wszyscy z ogromnemi warkoczami, w chińskich strojach. Najmilszy z nich, jeden młody ksieżyna, rudy, twarz wesoła, wąsik do góry, z rysów zu-